W trzech aktach

czwartek, 12 kwietnia 2012

AKT I

W zaklętym zamku, w wysokiej wieży,
gdzieś w Nibylandii posłaniec bieży,
z wieścią od …
(no właśnie tu brak określenia, bo On nowego nabrał znaczenia)

I rzecze: 
"Pani.. sprawa jest taka,
mam tu depeszę od super chłopaka,
on chce się dostać dziś na audiencję,
czy mam powierzyć go w pani ręce?"

A pani, myśli i kombinuje,
No dobra daj go .. zatem spróbuję,
jak każdy będzie ściemniał i kadził,   
że na manowce chce zaprowadzić.

Lecz on przedstawił się najpierw grzecznie,
trzymał odległość na tyle bezpiecznie,
bo nie znał reakcji nadobnej pani,
czy wścibstwem swoim to jej nie zrani
i zamiast ściemniać i zamiast kadzić,
ankietę całą chciał przeprowadzić.

Ooo.. to wybiło panią okropnie,
lecz co mi szkodzi rzekła zalotnie,
moje "wymiary" takie i takie,
i myśl..
"Wiesz, fajnym jesteś chłopakiem"

AKT II

Mijały dni, lecz rzecz w tym cała,
że pani, o nim nie zapomniała.
Wciąż ją ciągnęło pójść w tamte strony,
gdzie był przepiękny mostek zwodzony,
a tuż za mostkiem siedziba stała
i tęsknym wzrokiem tam spoglądała.

Lecz myśli sobie:
"pójdę tam nocą, bo znów się spyta :
dlaczego, po co,
więc tylko nocą już tam chodziła,
by swym natręctwem go nie wystraszyła.

I pełno dworek było w ogrodzie,
dziś narzucanie się nie jest już modzie,
więc będę czekać, innym los sprzyja,
choć to czekanie wciąż mnie dobija.

W tym samym czasie ją oszukano
i dobre imię jej tym zbrukano.
Pani wkurzyła się tym straszliwie,
ja sama temu jej się nie dziwię.

I pomyślała, to będę kłamać,
kusić, flirtować, zapewniać dawać.
Lecz nie do końca to takie danie,
bo w końcu nikt nic nie dostanie.

Więc by wypełnić pustkę i nudę ,
poczęła wpadać w kłam i obłudę...


AKT III

Mijały dni może miesiące,
lecz nudne, szare, mało znaczące.
Tak wydawało się też tej pani, że
ona siebie samej nie rani
i kogoś jeszcze gdzieś tam za mostkiem,
gdzie spoglądała tęsknie, zazdrośnie.
Im częściej smutek w złość zamieniała,
tym bardziej od niego się oddalała.

I przyszedł dzień, aż rzekła: tonę,
nie mam nikogo na swa obronę.
Wtedy pojawił się nagle On,
wyciągnął do niej ciepłą swą dłoń
i ani słowa smutku, zarzutów,
nie robił scenek, żadnych wyrzutów.
Powiedział tylko : "Wskażę Ci drogę,
pokażę, wesprę jak tylko mogę".

Lecz znów knowania znowu to samo,
 o droga pani, nie będziesz damą.
Zostaniesz sama , sama ze sobą.
precz nam z tak chwiejną, zmienną osobą.

I pani znowu przez mostek zielony,
teraz to ona wali pokłony,
płacze , prosi, skomli i kusi,
może znów panicz na nią się skusi.

Lecz on lokaja przysłał z nowiną,
gdzie przeczytała z skwaszoną miną:

"Każdy kowalem jest swego losu
i gdy narobi sobie bigosu,
to niech ten bigos mu przypomina,
co to jest kłamstwo, co to jest drwina".

0 komentarze: